Dziewczyna do wynajęcia, która upokorzyła mężczyzn
Tematy wrażliwe: Przemoc seksualna, toksyczne związki
Spoilery: Rent a Girlfriend, The End of Evangelion, Braid
Emitowane w sezonie letnim ubiegłego roku anime “Rent a Girlfriend” (w oryginale “Kanojo, Okarishimasu”), które jest adaptacją mangi Reijego Miyajimy o tym samym tytule, nie jest najgorszym przykładem haremu, jakie wyrzuciły z siebie japońskie studia animacji w ciągu ostatnich kilku lat. Owszem, zdarzają się tam płycizny fabularne, postacie zdają się być napisane od szablonu, byle tylko dopasować się do już utartych wzorców, a kolejne wydarzenia wynikają z “przypadków” zaplanowanych przez autora (deus ex machina niemal w każdym odcinku). Nie jest to jednak coś, z czym nie miałem do czynienia i przez prawie trzy lata regularnego oglądania anime zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Ot, kolejne 5-6/10 do odhaczenia na MyAnimeList i można przejść do następnej serii.
Cały czas nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia, że coś w tym wszystkim jest nie tak i z jakiegoś powodu wracałem myślami do tego anime, próbując rozgryźć, czemu jeszcze zaprzątam sobie nim głowę; czemu w ogóle mam tak dużo negatywnych emocji w stosunku do przeciętnego dzieła popkulturowego widzianego dobrych kilkanaście miesięcy temu. Odpowiedzią okazała się moja hipokryzja związana z krytyką głównego bohatera, Kazuyi Kinoshity.
“No przecież ja bym tak nie zrobił; co za zbok i creep”
Wychowani w patriarchalnej rzeczywistości mężczyźni za normalne uznają patrzenie na kobiety pod kątem seksualnym. “My nie potrafimy inaczej, tacy jesteśmy przez nasze pierwotne instynkty; nie da się tego zmienić” – można przeczytać pod kolejnymi postami w mediach społecznościowych, w których poruszono temat kobiet nienoszących staników. Kwestia, która – zdawałoby się – została przepracowana przez ostatnie lata na wszystkie możliwe sposoby, powraca jak bumerang i oczywiście, że znów najwięcej do powiedzenia mają mężczyźni. Choć w żaden sposób ich to nie dotyczy, to właśnie oni mówią kobietom, co mają nosić, by “nie kusiły”; “nie eksponowały przesadnie swoich ciał”. To oczywiście tylko przykład, ale doskonale pokazuje mechanizm i to, z czym wiele kobiet musi mierzyć się na co dzień zarówno w mediach społecznościowych, jak i w prawdziwym życiu.
Kazuya pod tym względem wpisuje się w obraz takiego mężczyzny zanurzonego w patriarchalnym światopoglądzie. W anime nieraz sugerowano, że na widok dziewczyny 21-letni student ma erekcję, a masturbacja do wspomnień o jego byłej partnerce, Mami Nanami, która rzuciła go raptem po miesiącu, jest u niego codziennością. Jednak pierwszą sceną, po której pomyślałem: “Co to jest i czemu ja to oglądam?”, była ta z odcinka piątego, w której Kazuya masturbuje się do zdjęcia Mami w bikini. Fragment trwa ponad minutę, a w trakcie wyświetlają się przebitki z jego fantazji. Choć z czymś podobnym mamy do czynienia w pierwszej scenie “The End of Evangelion”, gdzie Shinji Ikari masturbuje się nad ciałem nieprzytomnej Asuki, to w “Rent a Girlfriend” cała sytuacja jest bliższa rzeczywistości. Shinji zdaje też sobie sprawę ze swojego czynu, bo cała scena kończy się słowami:
“Sięgnąłem dna”.
Prawdopodobnie przez bliższy zwykłemu mężczyźnie kontekst sceny z Kazuyą sprawił, że po fragmencie z masturbacją poczułem autentyczne obrzydzenie do głównego bohatera i zdaje się, że nie tylko ja – pod postem na fanpage’u Anime Corner News znaleźć można komentarze krytykujące Kazuyę czy te określające go jedną z najgorszych głównych postaci w anime. Z perspektywy czasu te opinie wydają się mocno przesadzone, ale sam miałem podobne odczucia, gdy oglądałem kolejne odcinki.
Jeden komentarz pod rzeczonym postem uderzył jednak w to, co sam odkryłem kilka miesięcy po obejrzeniu anime – użytkownik Facebooka Zyric Reyes Leona pisze: “Ten gość przypomina mi mnie sprzed czterech lat”. Wszyscy mężczyźni krytykujący Kazuyę, w tym również ja, krytykowali tak naprawdę samego siebie z przeszłości, kiedy czymś normalnym wydawało się gapienie w biust koleżanki z klasy czy myślenie o dziewczynach z najbliższego otoczenia w kontekście seksualnym. Fakt faktem, że przez ostatnie lata zaszło sporo zmian w kwestii uświadamiania mężczyzn (zarówno nastolatków, jak i tych starszych) i część z nich zrozumiała, iż tego typu rzeczy nie są okej, a w skrajnych przypadkach podpadają pod molestowanie seksualne. Mylą się jednak osoby, które twierdzą, że problem zniknął całkowicie. Powiem więcej, jeszcze daleka droga przed nami.
Odczytywanie intencji
Innym błędem, który Kazuya popełnia notorycznie i którego zdają nie zauważać niektórzy mężczyźni w naszym świecie, są źle odczytywane intencje. Po rozstaniu z Mami Kinoshita wpadł w depresję, której punktem krytycznym było skorzystanie z usług Chizuru Mizuhary, tytułowej dziewczyny do wynajęcia. Przy czym warto podkreślić, że nie chodzi seks, ale zwykłe spotkanie, rozmowę czy spacer po wybranym przez klienta miejscu (oczywiście nie może być on w okolicach jego domu). Sama Chizuru mówi, że rola, w którą wchodzi na czas spotkania, to nic więcej niż plaster i w pewien sposób cieszy się, że może pomóc mężczyznom. Zachowuje się jak profesjonalistka, dlatego dla Kazuyi i innych mężczyzn (to oni byli jej dotychczasowymi klientami) w trakcie spotkań stara się być miła, mimo że nie do końca oddaje to jej prawdziwą naturę.
Jak się łatwo domyślić, Kazuya, mimo że doskonale zdaje sobie sprawę, że dla Chizuru to tylko praca (po pierwszym spotkaniu wystawia jej w aplikacji wyjątkowo niską ocenę za udawanie; nie wiem, czego oczekiwał, ale mniejsza), i tak się w niej zauracza. Od tego momentu Chizuru musi użerać się z niedowartościowanym Kazyuą, który zwyczajnie nie potrafi się zdecydować, czy traktować swoją nową znajomą jako dziewczynę do wynajęcia, czy raczej osobę bliższą sercu. Sęk w tym, że Chizuru wcale nie chce być jego dziewczyną, a kolejne odcinki pokazują, jak próbuje się ona uwolnić od toksycznej relacji z Kazuyą, który zdaje się nie zauważać, że swoim zachowaniem rani zarówno Mizuharę, jak i inne osoby.
Chizuru przez cały czas stawiana jest w dyskusyjnych – łagodnie rzecz ujmując – sytuacjach. Kazuya przedstawia ją, wbrew jej woli, swoim znajomym i rodzicom jako prawdziwą dziewczynę. W jednym z odcinków z kolei śledzi Chizuru podczas jej wyjścia z innym facetem, bo poczuł się zazdrosny, choć ona nigdy nic do niego nie poczuła i przez praktycznie wszystkie odcinki próbuje mu dać do zrozumienia – w pewnym momencie mówi mu wprost – że powinien się od niej odwalić i przestać ją wpędzać w kłopoty. Co więcej, Kazuya źle odczytuje intencje Mizuhary i gdy dostaje od niej prezent (case na telefon), to uważa, że to oznaka głębszego uczucia, a nie upominek za to, iż jest on jej stałym klientem. Później dowiaduje się oczywiście, że wszyscy mężczyźni, którzy często spotykają się z Chizuru, dostali od niej taki prezent, ale dalej nie przeszkadza mu to w utrzymywaniu marzenia o tym, że razem mogliby tworzyć prawdziwą parę. Nie jest to odosobniony przypadek, w rzeczywistości ludziom również zdarza się nadinterpretować najzwyklejszą ludzką życzliwość lub odrobinę ciepła od drugiej osoby jako sygnał większego uczucia. Często takie sytuacje mogą kończyć się zauroczeniem w wyidealizowanym obrazie.
Jednym z tematów książki “Nie obraź się, ale…” autorstwa Kasi Mecińskiej i Natalii Mialik są właśnie źle odczytywane intencje podczas wchodzenia w interakcje z postami w mediach społecznościowych, choć oczywiście problem jest znacznie szerszy i dotyczy ogólnych zasad funkcjonowania w społeczeństwie. Publikując post na Facebooku, Twitterze czy Instagramie, nie zawsze jesteśmy zainteresowani zdaniem innych. Czasem chcemy dodać jakieś zdjęcie czy podzielić się jakąś refleksją bez dostawania niechcianych rad czy komentarzy, jednak rzeczywistość wygląda zgoła odmiennie. Znów, szczególnie boleśnie przekonują się o tym kobiety, które udostępniają swoje zdjęcia w sieci.
“Może to ta poza a może ten strój ale nie wiem mało kobieco to wygląda” – ten i inne komentarze, które znaleźć można pod postami dziewczyn, stanowią refren wspomnianej książki, co dobrze pokazuje, jak wiele osób – zarówno mężczyzn, jak i innych kobiet – przypisuje sobie prawo do komentowania czyjegoś ciała. Tego typu komentarze mogą przerodzić w znaczne gorsze rzeczy, czego skrajnym – choć nie aż tak rzadko występującym – przykładem są tzw. dick pics. Zjawisko to polega na wysyłaniu kobietom zdjęcia swojego przyrodzenia, co ma być reakcją zwrotną na softy czy po prostu nagie zdjęcia w ramach sesji fotograficznej, które publikowane są w mediach społecznościowych. Mężczyznom zdarza się odczytywać tego typu zdjęcia jako zachętę do podjęcia akcji, mimo że kobieta nie wyraziła bezpośredniej zgody na taką formę sextingu. Często jednak zapalnikiem jest po prostu świadomość, że po drugiej stronie stoi kobieta – dla części mężczyzn to wystarczający powód, by wysłać jej zdjęcie swojego przyrodzenia. A to tylko wierzchołek góry lodowej o nazwie “sposoby, w jakie traktuje się kobiety we współczesnym świecie”.
Męska popkultura
Nie jest tajemnicą, że kultura popularna jest zdominowana przez stereotypowe przedstawienie zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Problem w tym, że to mężczyźni są ukazywani z pozycji siły. I wiem o tym od dawna; wiem, w jak seksistowskiej rzeczywistości żyjemy. To nie jest też tak, że Kazuya był pierwszym słabym mężczyzną w popkulturze – wspomniany Shinji Ikari to, jak określił Tomasz Pstrągowski w swoim felietonie opublikowanym na Zagrano:
“podręcznikowa antyteza popkulturowych macho, z którymi tak trudno jest się utożsamiać, będąc normalnym człowiekiem”.
Kapitan Martin Walker, protagonista w “Spec Ops: The Line”, pokazuje, jak szkodliwy jest wzór amerykańskiego wojaka rozpowszechniany przez “Call of Duty” czy inne militarystyczne strzelanki. W “Braidzie” odwrócono z kolei schemat zapoczątkowany przez Mario, w którym księżniczka wymagała ratunku – w grze Jonathana Blowa okazywało się, że to główny bohater był tym złym, a wybranka naszego protagonisty tak naprawdę próbowała przed nim uciec.
Przykłady można by mnożyć, nie tylko jeśli chodzi o anime czy gry wideo, ale problem w tym, że zazwyczaj są one oderwane od rzeczywistości lub tylko w metaforyczny sposób nawiązują do normalnego życia. Trudno się w końcu zidentyfikować z żołnierzem, którego przerósł koszmar wojny. Albo superbohaterem, który miewa swoje słabości – co z tego, skoro dalej może latać, strzelać z oczu laserami czy kontrolować wybrany żywioł.
Upokorzenie i zrozumienie
Jeśli mamy doczekać się czasów pełnej równości, to należy przedstawić słabych mężczyzn nie jako upadłych bohaterów, którym coś nie wyszło, ale właśnie spróbować pokazywać ich w taki sposób, by ja czy inni zwykli faceci mogli się z nimi utożsamić. Kazuya trafia idealnie w lęki mężczyzn, którym – mówiąc kolokwialnie – nierzadko odwala z powodu frustracji seksualnej czy samotności. Mężczyzn, którzy nie są charyzmatyczni, mają kompleksy czy zwyczajnie czują się niedowartościowani. Do tego miewają problemy z określeniem swojej seksualności czy po prostu uciekają od odpowiedzialności – Kazuya nie potrafi się przyznać przed swoimi najbliższymi, że Chizuru nie jest jego prawdziwą dziewczyną, wpędzając ją w duże kłopoty zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
Sądząc po mojej reakcji – wkurzenie na to, że głównym bohaterem jest słaby życiowo facet (lekki nieudacznik) – oraz innych przedstawicieli męskiej części czytelników i widzów “Rent a Girlfriend”, można by powiedzieć, że twórcy, a konkretnie Reiji Miyajima, autor oryginału, trafili bez pudła. Tylko że… zarówno manga, jak i anime nie są o tym. Oczywiście seria ciągle jest w trakcie tworzenia, a animacja przedstawia jedynie fragment dotychczas wydanych tomów, więc być może na końcu Kazuyę spotkają jakieś bardziej dotkliwsze konsekwencje. Na razie wszystko uchodzi mu jednak na sucho, a całość zmierza w kierunku standardowego haremu z czterema kobietami.
Tak, czterema, bo do Mami – która mimo rzucenia Kazuyi nie chce, by kręciły się wokół niego inne kobiety – i Mizuhary dołączają Ruka Sarashina i Sumi Sakurasawa. Pierwsza z nich zakochuje się Kazuyi, natomiast druga się w nim zauroczyła, choć spotkali się raptem raz. Główny bohater nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony kobiet w swoim towarzystwie, które zdają się nie zauważać, jak wiele razy manipuluje on uczuciami innych, by uciec od odpowiedzialności czy dowartościować się. Zdarzają się oczywiście przebłyski, w których Kazuya uświadamia sobie, że robi źle i dalsze ukrywanie swojej prawdziwej relacji z Chizuru przynosi więcej szkody niż pożytku. Mimo to brnie dalej w wymyślone naprędce kłamstwo, by odwlec “dzień sądu” i nie stać się rozczarowaniem w oczach swojej rodziny i znajomych.
Dobrze pokazuje to odcinek dziewiąty “Kłamstwa i dziewczyna”, w którym Ruka razem z Mizuharą spotykają się z rodziną Kazuyi i nim samym na świątecznym obiedzie. By utrzymać status quo, bohater wmawia rodzicom i swojej babci, że Ruka jest patologiczną kłamczuchą, przez co wszelkie informacje o tym, iż planują ze sobą chodzić, nie są odbierane na poważnie. Mizuhara ponownie stawiana jest w dyskusyjnej sytuacji, a Kazuyi znów udało się wywinąć z kłopotów, jak to na bohatera haremu przystało.
Jestem jednocześnie sfrustrowany, że nie dostrzegłem tego wcześniej i że wyszedłem na cholernego hipokrytę, dając się ponieść początkowemu odczuciu i włączając swój wewnętrzny mechanizm obronny: “No przecież ja bym tak nie zrobił; co za zbok i creep”. Cieszę się jednak, że wyciągnąłem z tego lekcję oraz mam szczerą nadzieję, że twórcy popkulturowi dostrzegą i rozpropagują taki sposób prezentowania słabych mężczyzn w grach, filmach, serialach, książkach czy anime właśnie.
Bartosz Witoszka