Dialogi Tagi

“Nie ma idealnego sposobu na przedstawienie osoby transpłciowej”. Eleonora Kurowska i Grzegorz Żak o transpłciowości w grach wideo (część 1)

Tematy wrażliwe: Misgendering, Deadnaming, Transfobia, Dysforia płciowa

Spoilery: Cyberpunk 2077, The Last of Us: Part II, Tell Me Why

Jak powinny być widoczne postacie transpłciowe w grach? Czy termin “reprezentacja” urósł nam do stanu kuli u nogi? Na czym polegają tęczowy kapitalizm i queerowy excel? Jak wykluczenie cyfrowe wpływa na postrzeganie osób LGBTQIA+? Dlaczego fetyszyzujemy queerowy ból? O tym wszystkim opowiedzą Eleonora Kurowska (projektantka UI/UX w Electric Square, była pracowniczka CD Projekt Red) oraz Grzegorz Żak (członek zarządu Fundacji Trans-Fuzja, cosplayer, autor bloga Angry Trans).

Ze względu na długość materiału zdecydowaliśmy o podzieleniu go na trzy części. To pierwsza z nich, drugątrzecią znajdziecie klikając w załączone odnośniki.

Ola (6 kolorów gier wideo): Wspólnie z Grzegorzem braliśmy udział w jednym z ostatnich odcinków podcastu “Polska w grze” z okazji Miesiąca Dumy. Poruszyliśmy tam tematy związane z trans visibility w grach wideo oraz zarzutami wobec “Cyberpunka 2077”, które dotyczyły braku widoczności transpłciowych NPC na ulicach.

Grzegorz Żak: Widzę, że zaczynamy z grubej rury.

Grzegorz powiedział na to: “A jak widać osoby trans?”. Podzieliłam się wtedy taką myślą, że rozmawiając z postacią w grze, nie wiesz, czy jest trans, czy cis, dopóki ona ci tego nie powie. Jeśli passing przeszedł pomyślnie, nie da się wywnioskować tego, patrząc na daną osobę.

Eleonora Kurowska: Największa niewidzialność osób trans w tej grze dotyczy tego, że ja, grając/rolplejując osobę transpłciową, nie mam ani jednej postaci, żeby o tym pogadać. Jest w „Cyberpunku” postać takiej dziewczyny…

Grzegorz: Claire.

Eleonora: Tak, Claire, która organizuje wyścigi. I ona opowiada mi pod koniec swojej rzewnej historii: “O Boże, kiedyś to byłam to, a kiedyś to byłam tamto; rozumiesz, jak jest” (w “Cyberpunku 2077” Claire jest postacią transpłciową – dop. red.). Ja mówię, że świetnie, ale gdzie jest kwestia, w której mogę powiedzieć: “Super, zajebiście się składa, bo ja też, mogłybyśmy pogadać na ten temat”. Ale nie, bo fabuła musi iść do przodu. I to jest największa niewidzialność w tym wszystkim – po całej tej pantomimie z genitaliami, zaimkami, głosem i innymi tego typu rzeczami, spotykając jedną, jedyną relewantnie ważną w fabule trans osobę, my nie możemy dwóch zdań na ten temat zamienić. Ten brak wybrzmiewa bardziej niż cokolwiek innego tak naprawdę, bo pokazuje perspektywę całej tej gry – na trans osoby to się patrzy, ale nigdy się nimi nie jest. Rozumiecie, o co chodzi?

Ten brak wybrzmiewa bardziej niż cokolwiek innego tak naprawdę, bo pokazuje perspektywę całej tej gry – na trans osoby to się patrzy, ale nigdy się nimi nie jest.

Tak i faktycznie nie ma szansy być osobą transpłciową w “Cyberpunku”, bo nawet jeżeli w kreatorze stworzymy trans mężczyznę z niepełnym passingiem, czyli na przykład wybierając męski typ ciała połączony z waginą, nie ma to żadnego znaczenia. Czytałam w recenzjach Kotaku i innych serwisów, że w grze pojawiły się sceny seksu, których zwieńczeniem była pochwała pracownicy seksualnej dotycząca wielkości przyrodzenia V. Gra kompletnie nie wzięła pod uwagę genitaliów protagonisty, więc faktycznie jego transpłciowość nie jest w ogóle “a thing”.

Grzegorz: Z perspektywy osoby, która współpracowała z Julią Katą (wiceprezeską zarządu Fundacji Trans-Fuzja – dop. red.) nie dość, że nad tą postacią queer, to jeszcze nad innymi rzeczami związanymi z transpłciowością w “Cyberpunku 2077”, muszę przyznać, że nawet my, dokładnie sprawdzając skrypt całego tego zadania, proponując konkretne słownictwo związane z tym tematem, nie wpadliśmy na to, żeby dodać kwestie uwzględniające to, że V też może być postacią transpłciową. Muszę tutaj zwrócić uwagę na to, że nawet jeżeli osoby transpłciowe biorą udział w konsultacjach nad daną grą, to mogą zdarzyć się sytuacje, w których im również nie przyjdą do głowy tak fantastyczne rozwiązania.

Eleonora: Rozmowa o winie konsultantów czy jakichś przeoczeniach w tym temacie wydaje mi się jałowa, ponieważ deweloper, przychodząc ze zleceniem, już narzuca pewną relację. Zamiast tego odwróciłabym to i powiedziała, że jeśli ktoś daje ci materiał o tym, iż to jest scena, w której bohater spotyka (osobę trans – dop. red.), to myślisz sobie: “Okej, czyli przychodzi do mnie jakiś cis koleś ze studia i opowiada mi scenę z tym jego herosem, to wiadomo, że wtedy protagonista nie będzie osobą transpłciową. To ja mu wtedy napiszę, żeby to on miał dobrze”. Wiesz, cały ten “framing” jest pozbawiony miejsca na to, żeby można było wpisać swoją narrację. Ona już jest wyjęta u samego początku; siadając do tego, wiesz, że to nie jest o tobie (osobie transpłciowej – dop. red.). Myślę, że to szersze spojrzenie na gry RPG i kwestię “what roles can be played” (jakie role mogą być właściwie odgrywane – dop. red.) – niby rolplej, ale jednak cały czas dość ograniczony.

Grzegorz: Nie chciałem się tłumaczyć z niczego, ale to zaproponowane przez was rozwiązanie było naprawdę fantastyczne i dodatkowo pokazuje, w jaki sposób można lepiej podchodzić do wątków osób transpłciowych. Mam nadzieję, że osoby czytające zwrócą uwagę na to, że rzeczywiście można wprowadzić coś takiego… Tyle pilnowaliśmy tych postaci, jak NPC czy choćby Keanu (Johnny Silverhand – dop. red.), który pod koniec gry może znaleźć się przecież w ciele kobiety, odczuwając przy tym dysforię płciową. I jak pomyślę, że uwzględniliśmy takie szczegóły, a rzeczywiście nie wpadło nam do głowy, że przecież super byłoby dodać kwestie naszej własnej postaci, którą gramy… Naprawdę bardzo fajny pomysł.

Wasza fundacja miała pomóc Redom w tym, jak będą w „Cyberpunku” postrzegane postacie NPC?

Grzegorz: Chodziło nam o to, żeby wyglądały różnorodnie. Z tego, co pamiętam, mieliśmy je oceniać, ale bardziej zależało nam na tym, żeby było różnorodnie i niestereotypowo płciowo. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, dlatego bardziej skupiliśmy się na tych głównych wątkach.

Pomijając pierwszy plan i towarzyszy, w jaki sposób prezentować postacie transpłciowe, żeby były widoczne na ulicach, a jednocześnie nie wpadały w stereotypy?

Eleonora: To jest ciekawy temat, ale jednocześnie problem, który można mieć tylko wtedy, jeśli redukuje się wszystko do liczb. Jeśli ktoś siada i ma, powiedzmy, 100 NPC-ów do zrobienia. Bądźmy hojni i niech piątka z nich będzie trans – co i jak robimy? Jeśli masz projekt, na który masz określony czas i budżet, i chcesz zrobić jakieś modele, którymi chcesz coś przekazać przez zwiększenie losowości strojów, to tylko wtedy natykasz się na tego typu problemy. Mamy teraz czerwiec i można pójść na jeden z wielu marszy czy parad. Łatwo wówczas dostrzec, że nie ma – wyjmując społecznościowe stereotypy – dwóch takich samych osób transpłciowych. Nasza cała rozkmina na temat tego, jak kto powinien wyglądać, ogranicza się do tego, do jakiego lejka jest nam najlepiej się sprowadzić, żeby nie było ofensywnie i żeby było “wiadomo, o co chodzi”. I wtedy pojawiają się problemy, bo jeśli odejdziesz od tego i pomyślisz sobie, że nie, wcale nie to jest ważne, żeby było “wiadomo o co chodzi” – być może ty masz nie wiedzieć, o co chodzi. I to jest całkowicie normalne.

Claire miała flagę osób transpłciowych na swoim samochodzie.

Grzegorz: Jeśli mogę zwrócić uwagę – czytałem jedną recenzję, w której ktoś pisał, że wrzucono flagę na samochód i nie ma nic więcej, a dopiero potem ta osoba dowiadywała się, iż postać prowadząca to auto jest transpłciowa, co skończyło się edycją tejże recenzji. Tutaj autor tekstu dał się trochę złapać w sidła i założył, że Claire, właścicielka ciężarówki, jest osobą cispłciową.

Tak, to prawda, ale dużo osób poczyniło takie założenie (na tym polega cisseksizm, o którym będziemy rozmawiać później) i nie doczytało do końca tego zadania. Warto też wspomnieć, że pod Claire podkłada głos transpłciowa aktorka – ten aspekt CD Projekt dowiózł.

Grzegorz: To też jest coraz popularniejsze, że zatrudnia się transpłciowych aktorów głosowych do grania takiej postaci – tak było m.in. z Tylerem w “Tell Me Why”. Fajnie by było, gdyby osoby transpłciowe mogły też użyczać głosu bohaterom cispłciowym.

Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Mam wrażenie, że w ubiegłym roku wszystko to poszło bardzo do przodu – mieliśmy Gayming Awards, czyli odpowiednik The Game Awards, które były przeznaczone tylko dla produkcji prezentujących wątki i postacie LGBTQIA+ i wspierane przez branżowych gigantów (Electronic Arts, Microsoft, Square Enix). Mieliśmy też “Tell Me Why”, czyli pierwszą grę wysokobudżetową z transpłciowym protagonistą. Mieliśmy “The Last of Us: Part II”, która bardzo dużo dobrego wniosła w główny nurt, jeśli chodzi o queer. Jak zapatrujecie się na kolejne lata?

Grzegorz: Zapatruję się na to wszystko bardzo dobrze, ponieważ pokazywanie osób transpłciowych jest moim zdaniem realistycznym podejściem. Osoba transpłciowa, która spojrzy na historię Tylera, widzi pewne rzeczy przywołujące na myśl rzeczywistość, a co za tym idzie, może powiedzieć: “Mam tak samo”. Jak zobaczyłem u Tylera kalendarz z zaznaczonym co tydzień testosteronem, byłem rozczulony, bo mój kalendarz wyglądał identycznie. Było czuć, że ta postać nie jest tylko postacią transpłciową – Tyler miał swój charakter, swoje cechy, swoją historię, ale przy okazji jest osobą transpłciową i ten fakt był pokazany bardzo realistycznie.

W “The Last of Us 2” z kolei Lev wywołał u mnie masę wspomnień i to do tego stopnia, że zacząłem sobie przypominać swoje wydarzenia związane z tranzycją. Oczywiście tam jest inny świat i nieco inne osadzenie tego wszystkiego niż w naszej rzeczywistości, ale wbrew pozorom problemy są podobne, jak choćby brak akceptacji rodziców. Tutaj przypomniałem sobie osoby transpłciowe, które również zmagają się z brakiem akceptacji rodziców, misgenderowaniem (intencjonalne używanie błędnych rodzajów gramatycznych) czy deadnamingiem (używanie dawnego, starego imienia). To jest coś, co sprawiło, że miałem odczucia związane aspektami, które z perspektywy osoby transpłciowej są zwyczajnie niefajne. Osoba trans, która w to grała lub zagra w przyszłości, może poczuć podobne emocje związane z przypominaniem sobie niektórych sytuacji z jej życia. Wiem, że mówię o negatywnych rzeczach, jednak sprawia to, iż ta postać jest realistyczna. Ciężki temat związany z całą sytuacją tego chłopca, ale – moim zdaniem – został on przedstawiony w dobry sposób.

Inną grą, o której kiedyś mi wspominałaś, była “If Found”, jednak dalej nie udało mi się w nią zagrać.

Daj jej szansę. Pokazuje, jak młodzież queerowa odnajduje się w irlandzkiej rzeczywistości z początku lat dziewięćdziesiątych. To są realia kompletnie odmienne od naszych.

Eleonora: Chętnie bym to odbiła od jednej takiej mojej trans-koleżanki z Irlandii, która teraz mieszka w Anglii. Wydaje mi się, że Irlandia jest jeszcze bardziej katolickim krajem niż Polska, więc ten wydźwięk zyskuje na sile, zwłaszcza że region, z którego ona pochodzi, mocno opiera się na tradycyjnych wartościach. Więc to też jest jakiś dodatkowy ból, dodatkowa trauma.

W obu tych grach mamy kameralną, zamkniętą społeczność, więc wszyscy się znają, są częścią zbitej całości. Brakuje tej korzyści płynącej z anonimowości. Ciężej jest, kiedy wszyscy znają twoją przeszłość.

Grzegorz: W “Tell Me Why” są nieprzyjemne sytuacje, gdy pojawia się Sam i zaczyna mówić: “No, w końcu wyglądasz jak prawdziwy mężczyzna, nie wiedziałem, że można zrobić z kobiety kogoś, kto wygląda jak mężczyzna”. Powiem tak – gdy wyjechałem z małego miasta, no i czasem do niego wracam, to też jest takie: “Ach, to ten” (śmiech). Mama dalej robi nam paczki na Mikołajki (mam jeszcze dwójkę rodzeństwa), więc poszedłem z nią je odebrać. To był lokalny sklep, więc wszyscy się dobrze znają i sprzedawczyni mówi: “Paczki dla dwóch dziewczynek i jednego chłopca”. Mama na to: “Nie, mam dwóch synów i jedną córkę”. Ona patrzy i chyba nie wie, o co chodzi, więc zdjąłem maseczkę i pokazałem, że mam brodę, podkreślając, iż minęło już trochę czasu. Byliśmy w szoku, że nie rozniosła się taka plotka, więc ostatecznie wyszło spoko – podmieniła nam tylko Kinder Niespodzianki. Rozśmieszyło nas to niesamowicie, ale tak to jest, gdy wraca się do takiego małego miasteczka i takie sytuacje się zdarzają.

W “Tell Me Why” zwrócono również uwagę, że ta nowa, świeża edukacja nie trafia do wszystkich osób i niektórzy będą z niej po prostu wykluczeni. Osoby, które nie mają Internetu i wiedzę o świecie czerpią tylko z telewizji – Sam wręcz mówił, że widział jakieś tam transwestytki kiedyś w mediach. Dopiero wtedy główne postacie w grze zwróciły mu uwagę, że to są osoby transgender, a nie żadne “transvestites” i tak się zwyczajnie nie mówi. Podobało mi się pokazanie, że ta edukacja nie trafi do każdego i niektóre osoby, ze względu na swoje miejsce zamieszkania, brak telefonów komórkowych itp., będą troszeczkę wykluczone cyfrowo.

Eleonora: Gdy my, millenialsi i młodsi z dostępem do internetu, słyszymy jakiś nowy termin, dajmy na to “toksoplazmoza”, to od razu zaglądamy do smartfona i już wiemy. Dla kogoś wykluczonego inny nieznany termin będzie po pierwsze utożsamiany z potencjalną wrogością. Po drugie, inność będzie wiązała się z sytuacją, w której muszę pójść do kogoś, komu ufam i zapytać go. Jeśli pytasz kogoś, kogo znasz, to jakby dziedziczysz ten termin z emocjami, które ta osoba nacechowuje. Jeśli zapytasz homofobicznego ojca o to, co to znaczy być gejem, najprawdopodobniej nie udzieli odpowiedzi, która lepiej pozwoli nam zrozumieć zjawisko, ale skupi się na przekazaniu emocji. Najpewniej pójdzie w jakieś metafory, które trudno będzie przekształcić w dialog. Internet i dostęp do niego jest przywilejem, dobrze by było, jakby ten przywilej docierał do jak największej liczby osób.

W “The Last of Us 2”, w którym nie ma Internetu, bo jesteśmy kilkadziesiąt lat po apokalipsie, w ogóle nie pada słowo „transpłciowość”.

Grzegorz: Lev wspomina tylko, że ściął włosy i jest chłopcem, a gdy Abby próbuje z nim o tym porozmawiać, ten odmawia. Mimo to zdecydowano się na pokazanie tego aspektu w bardzo bezpośredni sposób.

Pamiętam za to, że Ellie i Dina mogą wejść do gejowskiego sklepu, stykając się z tzw. tęczowym kapitalizmem.

Eleonora: Skoro jesteśmy już przy sklepach i tęczowym kapitalizmie. Nie wiem, czy wam też się tak wydaje, ale ja mam takie wrażenie, że sam termin “reprezentacja” urósł nam do stanu kuli u nogi. Najważniejsze stało się to, czy reprezentacja jest dobra czy zła, pisanie laurek i odgrywanie wzorowej mniejszości. Zawęża to bardzo dyskusję o tym, jakimi postaciami mogą być osoby LGBTQIA+, a ostatnio szczególnie osoby trans. W idealnym świecie fikcyjne narracje bez praworządnych dobrych osób trans powinny mieć szanse zaistnieć bez względu na to, jaką są “reprezentacją”. Przy okazji premiery “She-Ry” czy “The Last of Us 2” właśnie było wiele takich debat internetowych. Sądzę, że dalej pokutuje poczucie, iż każda osoba trans jest ambasadorem marki “transpłciowość”. Nie tylko działa to w naszym świecie, ale również tym wirtualnym – nie mielibyśmy takiej rozkminy, czy coś jest dobrą czy złą reprezentacją, jeśli nie byłoby to dziedziczone z doświadczeń “in real life”. Ciągle towarzyszy nam presja, że skoro kogoś już widać, to powinien zrobić dobrą robotę. Skoro jesteś w tej grze, to poedukuj trochę. Stąd wszystkie postacie trans zamyka się w takie okowy obowiązku pokazywania prawdziwego bólu, dyskryminacji albo bycia niezniszczalną matko-siostro-nauczycielko-liderką.

Najważniejsze stało się to, czy reprezentacja jest dobra czy zła, pisanie laurek i odgrywanie wzorowej mniejszości. Zawęża to bardzo dyskusję o tym, jakimi postaciami mogą być osoby LGBTQIA+.

Jest to granie na emocjach w stylu “jeśli chcemy, żeby ludzie zaakceptowali, to muszą płakać”. Ta fetyszyzacja queerowego bólu jest chyba wszędzie, co odbija się na samych bohaterach – żaden z nich nie może mieć swoich rozterek (nawet tych związanych z płciowością), o ile całość nie skończy się morałem dla osób cis, które na koniec zgodnie pokiwają głową i powiedzą: “No, teraz rozumiem”. To jest dla mnie taka największa bolączka w tym wszystkim i mam wrażenie, że odbiera szansę opowiedzenia dobrej historii o sobie, a zamiast tego staje się materiałem edukacyjnym dla osób cis, które będą zerkać sobie na ten wątek poboczny. Dlatego właśnie cała ta dyskusja okołoreprezentacyjna uwiera mnie chyba najbardziej. Tak jak powiedziałam na początku – widzialność, zajebiście; obecność, zajebiście; możliwość zarobku dla aktorów, czy to głosowych, czy motion capture, zajebiście. To wszystko są super rzeczy, ale wydaje mi się, że za bardzo skupiliśmy się na samych bohaterach i tym, czy dobrze reprezentują oni różne mniejszości. Brakuje mi takiego rozgraniczenia – albo dajemy bohaterom przeżywać swoje rozterki bez tej warstwy edukacyjnej, albo pokazujemy, w jaki sposób osoby trans są uwikłane w cały ten system, ale bez akcentowania ich bólu.

Ta fetyszyzacja queerowego bólu jest chyba wszędzie, co odbija się na samych bohaterach – żaden z nich nie może mieć swoich rozterek (nawet tych związanych z płciowością), o ile całość nie skończy się morałem dla osób cis.

Grzegorz: Bardzo się cieszę, że w ogóle poruszasz ten temat, bo nie ma idealnego sposobu na przedstawienie osoby transpłciowej w każdej możliwej wersji. Każda z takich osób jest kompletnie inna i nie ma żadnych wspólnych zasad, które będą pasowały do wszystkich. Mocno poczułem osobiście, że niektórzy robią “dobrą” robotę, niektórzy “złą” i troszeczkę się odczłowiecza tych ludzi. Przykładowo, mi jako osobie aktywnej i widocznej odbiera się prawo, żebym w przypływie emocji zdenerwował się na coś.

Eleonora: “Ale jak to, ambasador transpłciowości w Polsce? Nie wolno!”.

Grzegorz: Niedawno miałem taką sytuację, że w impulsie zwyzywałem kogoś na jednej grupie facebookowej, bo podjudzali osobę do samobójstwa i faktycznie użyłem niefajnych słów. Od razu stado się rzuciło: “Olaboga, ty niedobry, zły, jak śmiesz zajmować się kwestiami wsparcia, skoro piszesz takie rzeczy”.

Eleonora: To doskonały przykład tej presji – no, jak już tu jesteś, to bądź wzorowym obywatelem; tym “model minority”.

Życie osób transpłciowych nie zawsze jest usłane różami. Zwłaszcza w Polsce obserwuję więcej przypadków tego złego traktowania. Często jest naprawdę bardzo źle i zwyczajnie ciężko pominąć aspekt tego bólu. A jeśli zdecydowalibyśmy się na coś takiego, odebralibyśmy historii autentyczność.

Eleonora: Tak jak powiedziałam wcześniej, nie róbmy tego, ale sądzę, że kiedy ludzie mówią, iż reprezentacja jest ważna, to dlatego, że nie mogą stać się tym, czego nie widzą. Nie mogą wyobrazić sobie tego, że mogą wyglądać jakoś, mogą kochać kogoś, mogą żyć jakoś, o ile wcześniej ktoś im tego nie pokaże. Osoby transpłciowe nie mogą zaakceptować siebie, jeśli nie będą widzieć innych szczęśliwych ludzi queer. Trauma nie jest po to, żeby ją mieć, ale po to, żeby zdać sobie z niej sprawę, przepracować i nie pozwolić kontrolować jej swojego życia. Jeśli na ekranie widzimy tylko cierpienie, ból, traumę i sytuacje przypominające o negatywnych wspomnieniach, to, jasne, oddaje naszą rzeczywistość, ale jednocześnie nie pokazuje tej części aspiracyjnej. Że możemy być czymś więcej. Że należy nam się szczęście. Nie chodzi tylko o to, żeby życie przeżyć, ale również żeby miało ono smak. Absolutnie się z tobą, Olu, zgadzam – na rozmawianie o bólu, traumie i cierpieniu osób trans cały czas jest miejsce. Przede wszystkim, żeby nie zapomnieć – wszyscy wiemy, co dzieje się z historią, o której zapominamy. Ale cierpieniu też należy się szacunek, bliskość, kontakt i widzialność. Tylko że po tym cierpieniu jeszcze coś musi przyjść; po burzy musi przyjść ta tęcza.

Osoby transpłciowe nie mogą zaakceptować siebie, jeśli nie będą widzieć innych szczęśliwych ludzi queer. Trauma nie jest po to, żeby ją mieć, ale po to, żeby zdać sobie z niej sprawę, przepracować i nie pozwolić kontrolować jej swojego życia.

Grzegorz: Gdy patrzyłem na Tylera, to odniosłem wrażenie, że on już jest w tym momencie, w którym też ja jestem, czyli po tranzycji, co niesie ze sobą wiele miłych emocji. To było przyjemne uczucie, zwłaszcza że Tyler miał typową dla trans mężczyzn fryzurę (boki krótko, góra dłużej), więc to też mnie rozbawiło w bardziej osobistym kontekście. Patrząc na Tylera, miałem stricte pozytywne przemyślenia – on już ma to za sobą, więc całkowicie inaczej myślałem o nim, a inaczej patrzyłem na Leva.

Eleonora: Mam wrażenie, że droga, którą przechodzimy w życiu, jest znacznie dłuższa, i w naszym przypadku tranzycja to tylko kolejny odcinek. Kiedy widzimy te zmagania u innych osób, może powodować to różne emocje, ale myślę, że we mnie czy w Grzegorzu ta droga się powtórzyła. Sprawia to, że automatycznie odczuwamy z tymi postaciami solidarność – widzimy kogoś innego, kto przeszedł to samo, co my; mamy wiele wspólnych doświadczeń i kiedy patrzy się na takich bohaterów, od razu w głowie pojawia się myśl “you and me both, bro, you and me both”. To jest super i tego typu rzeczy zajebiście wybrzmiewają, prawda?

Grzegorz: Wydaje mi się też, że osoba, która jest przed tym wszystkim, będzie mogła zobaczyć taką postać, poczuje jakąś formę pomocy. Jeden z powodów, dla których chodziłem na różne grupy wsparcia, dotyczył właśnie tego aspektu – patrzenia na osobę, która ma to już za sobą, jest niesamowicie motywujące. Kiedy zaczynałem swoją tranzycję, na tego typu spotkaniach pojawiał się Maks, który był dla mnie właśnie kimś takim. Gdy widziałem, jak szczęśliwy był, cieszyłem się, że przychodził do tych grup i pokazywał innym, że wszystko już jest w porządku. To było niesamowicie ważne i dlatego ta reprezentacja, o której rozmawiamy – fajnie, żeby było jej więcej. Dzięki temu zwiększa się szansa, że różnymi wątkami fabularnymi trafi się do większej grupy osób – jeden motyw mocniej odczują osoby, które już są po tym wszystkim, z kolei inni ludzie znajdą w tym jakąś formę wsparcia, o której mówiłem wcześniej.

Eleonora: Sto procent racji, to jest jeden z powodów, dla których uważam, że czas zostawić już rozmowę o reprezentacji jako takiej i przejść do dyskusji o tym, iż jest miejsce na różne narracje. Że coś nie jest złą albo dobrą reprezentacją. “Okej, jesteś już na innym etapie swojego życia, ale dalej na świecie są miliony osób, które są tam, gdzie ty byłeś/byłaś/byłoś pięć lat temu” – dla tych osób zajebiście, że takie rzeczy powstają i pozwólmy im to mieć. Powinno być też miejsce, żeby móc tworzyć, jeśli ma się coś nowego do powiedzenia; jeśli chce się opowiedzieć swoją historię. Dla takich ludzi też należy zostawić miejsce, bo to nie jest tak, że walczymy o jeden slot, który jest do zapełnienia. Każdy powinien mieć miejsce do powiedzenia swojej prawdy.

Udostępnij